1 marca 2024

Po wypowiedziach pani minister, której podlega Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, widać wyraźnie, że próbuje ona wprowadzić politykę salami, czyli próbę odrywania, plasterek po plasterku, najsłabszych jej zdaniem fragmentów dziedzictwa Żołnierzy Wyklętych, po to, by je w całości skompromitować. Minister zaczęła od Brygady Świętokrzyskiej i Józefa Kurasia „Ognia”, ale nie miejmy złudzeń – na tym się nie skończy – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl prof. Jan Żaryn, dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.

 

Szanowny Panie profesorze, czy w Polsce A.D. 2024, w której władzę sprawuje koalicja 13 grudnia jest jeszcze miejsce dla Żołnierzy Wyklętych?

Wesprzyj nas już teraz!

Oczywiście, że jest. Sama władza państwowa nie jest zdolna i mam nadzieję, że nigdy nie będzie, do radykalnego rozstania się z fenomenem tego zbiorowego autorytetu, jakim była i jest formacja Żołnierzy Wyklętych. Na szczęście nie tylko władza państwowa jest tą instytucją, która buduje pamięć o podziemiu niepodległościowym po II Wojnie Światowej. To jest bowiem przestrzeń obecnie nieporównywalna do przestrzeni z lat 90. i pierwszych lat XXI wieku. Przede wszystkim jest Muzeum Żołnierzy Wyklętych na Rakowieckiej 37, w miejscu którego nikt nie zdewastuje. Dzisiaj mamy masę pomników postawionych ku czci Żołnierzy Wyklętych. Mamy bardzo wiele szkół imienia np. rotmistrza Witolda Pileckiego. Mamy mnóstwo tablic upamiętniających poszczególnych bohaterów podziemia niepodległościowego. Mamy kościoły, w których także są tablice przypominające o lokalnych bohaterach. Mamy odnowione cmentarze, na których jest miejsce na mogiły Żołnierzy Wyklętych. Jest bardzo wiele fundacji i stowarzyszeń jak „Łączka”, czy Społeczny Komitet Obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, które nadal funkcjonują. Można wymieniać i wymieniać.

Mamy więc do czynienia, powtórzę raz jeszcze, z nieporównywalną przestrzenią pamięci i ogromną aktywnością społeczną na rzecz pamięci o Żołnierzach Wyklętych i jakakolwiek władza państwowa w Polsce nie będzie w stanie jawnie zbojkotować tę formację podziemia niepodległościowego.

Rozumiem jednak, dlaczego zadał Pan to pytanie. Po wypowiedziach pani minister, której podlega Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, widać wyraźnie, że próbuje ona wprowadzić politykę salami, czyli próbę odrywania, plasterek po plasterku, najsłabszych jej zdaniem fragmentów dziedzictwa Żołnierzy Wyklętych, po to, by je w całości skompromitować. Minister zaczęła od Brygady Świętokrzyskiej i Józefa Kurasia „Ognia”, ale nie miejmy złudzeń – na tym się nie skończy.

Pani minister nie jest pierwsza. Przed nią wielu atakowało „Łupaszkę”, „Burego” i innych bohaterów. Widać wyraźnie, że nie mamy do czynienia z niczym nowym, tylko jest to kolejna próba likwidowania pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Nie mam wątpliwości, że dużą rolę w tym działaniu odgrywa również elektorat obecnej władzy, który często albo sam jest uwikłany w to, co nazywamy totalitaryzmem PRL-owskim, albo próbuje promować PRL zakłamując prawdę o tamtych czasach. W związku z tym Żołnierze Wyklęci muszą być ich zdaniem nadal wyklęci. Takie jest przekonanie szczególnie lewicowej części społeczeństwa oddającej głosy na SLD i partie kontynuujące w prostej linii dziedzictwo PZPR-u.

 

Zastanawiam się jednak, co się stało z częścią posłów koalicji 13 grudnia, którzy kilkanaście lat temu głosowali za ustanowieniem Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych? Teraz praktycznie nikt spośród nich nie zareagował na skandaliczne działania pani Dziemianowicz-Bąk pod adresem „Ognia” i Brygady Świętokrzyskiej. Nikt nawet nie zająknął się, kiedy minister Hennig-Kloska usuwała ze swojego resortu znak Polski Walczącej…

To pokazuje, że koalicja rządząca ma pewną cechę obrazującą ją nie tylko w tym aspekcie tematycznym. Polega ona na tym, że różne osoby należące do zwolenników tej formacji za każdym razem, kiedy wykonują różne obrzydliwe gesty, mówią obrzydliwe rzeczy, atakują polskich bohaterów, kościoły, kapłanów, nigdy nie zostali potępieni przez liderów ugrupowań, na które zapewne głosują. Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek z przedstawicieli obecnego obozu władzy również w czasie, gdy obecna władza była opozycją, odcinał się od różnych haniebnych działań i wypowiedzi, od marszów atakujących katolików, napadających na świątynie, naruszających godność świętego miejsca. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek padły słowa odcięcia się od tego typu zachowań i powiedzenie: „To nie jest nasz elektorat”. I nic dziwnego, skoro na czele tych marszów stali często politycy obecnej władzy.

Dla mnie jest czymś oczywistym, kim są ludzie niszczący polską pamięć historyczną. Dla mnie jest oczywiste, że czynią zło, zezwalając na bezkarne przekraczanie granic. Niestety, ale obecnie rządząca, wielobarwna wewnętrznie koalicja nie ma z tym problemu. Mało tego: można odnieść wrażenie, iż nie ma ona problemu z sięganiem po elektorat zamknięty w więzieniach, jak i po elektorat szukający rozróby. Z drugiej strony mówi się, że rządzącą koalicję popierają również ludzie pobożni, konserwatywni, wywodzący się z poważnych w polskiej pamięci historycznej kręgów rodzinnych, np. z KIK-ów. Nie wiem, jak sobie ci ludzie radzą z własnym sumieniem, nie odcinając się np. od proaborcyjnych haseł i marszów. To problem tego elektoratu i tych działaczy, którzy mogą razem funkcjonować w jakimś nienawistnym uścisku. Wystarczy im, że są antyPiS-em.

Pyta Pan, dlaczego nikt z kolegów i koleżanek partyjnych nie potępił działań pań minister. Widocznie mądrość etapu jest taka, że należy się z tym utożsamiać. Jeżeli nie ma odzewu ze strony innych środowisk, które reprezentuje wspomniana pani minister, to znaczy, że Brygada Świętokrzyska jest potępiana nie tylko przez tą panią nie znającą historii, ale także jest uznawana za formację mającą zniknąć z pozytywnego panteonu polskiego przez całą dzisiejszą formację rządzącą.

 

Jeżeli chodzi o Żołnierzy Wyklętych to bardzo często na siłę doszukuje się „skaz na pancerzach”, jak napisał w tytule swojej książki pewien publicysta. Jak to jest, że ci sami ludzie, którzy szukają owych „skaz” nie mają problemu ze stawianiem na piedestale towarzyszy Jaruzelskiego, Kiszczaka, Urbana etc.? Jak to jest, że w ich przekonaniu ci towarzysze to w gruncie rzeczy postacie tragiczne, które musiały podjąć trudne decyzje?

Tego typu nielogiczny dialog ze społeczeństwem różnych osób nie jest podyktowany dążeniem do prawdy, tylko chęcią przekonania o swoich racjach za pomocą prostych mechanizmów manipulacyjnych.

Istotą zaś dialogu jest chęć dochodzenia do prawdy. Historia Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych, czy też historia wybitnego cichociemnego Adolfa Pilcha z Armii Krajowej, który w 1944 roku musiał podjąć na Kresach dramatyczną decyzję, czy poddać się Sowietom i NKWD i w efekcie skazać na śmierć, czy też przebić się przez front niemiecko-sowiecki i zdążyć w stronę Warszawy nie jest czymś czarno-białym. Jeżeli z miejsca zacznie się takie formacje i takich ludzi jak Pilch potępiać, to nie zrozumie się polskiego dramatu wiążącego się przede wszystkim z tym, że mieliśmy do czynienia z dwoma okupantami – niemieckim i sowieckim. Jeden i drugi okupant chciał nas pozbawić prawa do niepodległości! Dramat ludzi wiedzących o tym i zdających sobie z tego sprawę polegał na tym, że w momencie, gdy doszło do zwarcia między tymi dwoma siłami należało podejmować bardzo trudne decyzje.

W przypadku Brygady Świętokrzyskiej jedna z takich decyzji miała miejsce w styczniu 1945 roku. Brygada, albo mogła dać się objąć frontem sowieckim i w konsekwencji jej żołnierze zostaliby wymordowani przez przeważające siły Armii Czerwonej, albo podjąć rozmowy z Niemcami aby przebić się przez front niemiecki i po negocjacjach, o których osobno mógłbym bardzo długo opowiadać, dotrzeć do generała Władysława Andersa i wzmocnić polskie siły zbrojne z nadzieją, że te polskie siły zbrojne jeszcze przydadzą się w walce o niepodległość Polski zagrożoną przez obecność Sowietów.

 

To są te straszne dramaty, o których trzeba uczyć nie tylko młodzież, ale również na przykład moje pokolenie…

Oraz jak widać ministrów.

 

Dokładnie! Tego trzeba uczyć, że historia nie jest czarno-biała, że wybory dla ojczyzny często nie są czymś łatwym i przyjemnym. Niestety nowa koalicja 13 grudnia chce to zlikwidować, o czym świadczą zmiany w podstawie programowej, jeśli chodzi o nauczanie historii.

Miałem okazję – okazję, nie przyjemność – przeczytać nową podstawę programową i propozycje zmian, i nawet zgodnie z sugestiami ministerstwa edukacji narodowej wysłałem jak bardzo wiele innych osób swoją opinię na temat zagrożeń, jakie są i będą się pogłębiały, jeśli te proponowane zmiany staną się obowiązującym zapisem w przyszłej podstawie programowej.

Dramat nie polega na tym, że na przykład z podstawy programowej usunięto Zawiszę Czarnego przy całym szacunku dla tej wspaniałej, rycerskiej postawy człowieka. Zagrożenia są dużo głębsze i moim zdaniem zmiany wprowadzono celowo. Mają one rzutować, czy dać sygnał autorom programów, podręczników i nauczycieli, że nadszedł czas by wychowywać nowego człowieka. Termin „nowy człowiek” nie jest tutaj przypadkowy. Niegdyś marksiści też mieli takie ambicje.

Jeśli Pan pozwoli, to przedstawię kilka moich uwag do nowej podstawy programowej.

Pierwsza kwestia to totalna nieobecność chrześcijaństwa i katolicyzmu w polskich dziejach narodu i państwa.

 

Co za przypadek…

Absolutnie nie jest to przypadek. Nie ma tam Jakuba Świnki, nie ma wielkich prymasów Polski, nie ma zasadniczej kwestii dotyczącej boskiego pochodzenia prawa, ustroju I Rzeczypospolitej. Nie ma interrexa. Nie ma wybitnych postaci, które wpłynęły na odrębność polskiej drogi oświecenia, czyli na przykład księdza Stanisława Konarskiego czy księdza Stanisława Stasica. Nie ma miejsca na bohaterów XIX-wiecznych, którzy tworzyli naród polski oparty właśnie na wspólnotowym, bardzo ważnym systemie wartości, jakim jest katolicyzm. To nasi wrogowie, zaborcy określali nas terminem Polak-katolik, ponieważ wiedzieli, że aby polskość zlikwidować, zgermanizować, zrusyfikować należy uderzać w katolicyzm i w Kościół, ponieważ są one wiązadłem tworzącym odrębność narodu polskiego.

Nie ma praktycznie żadnych wybitnych postaci polskiego Kościoła. Pewien nagły zwrot obserwujemy jedynie w okresie PRL. Autorzy jakby obudzili się i doszli do wniosku, że musi być obecna postać prymasa Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II, tylko jakie oni dziedzictwo reprezentują? Tego już uczeń się nie dowie.

Jest więc pewnego rodzaju świadoma próba zablokowania dostępu do bardzo ważnego fragmentu polskiej tożsamości. Polska tożsamość została potraktowana, delikatnie mówiąc, wybiórczo.

To się wiąże z drugim zarzutem, równie poważnym. We wstępie do podstawy dla szkół podstawowych w ogóle nie ma mowy o wychowaniu w duchu patriotycznym. Nie ma opowieści o tym, co znaczy polski patriotyzm, czyli patriotyzm republikański odwołujący się do szlachty jako tej, która ma obowiązek bronić i kształtować Rzeczpospolitą. Nie ma odwołania do patriotyzmu insurekcyjnego, czyli wyrastającego z XIX-wiecznych powstań. Nie ma również odwołania do patriotyzmu narodowo-demokratycznego, samorządowego, czyli tego, dzięki któremu mieliśmy takie fenomeny jak struktury Ligi Narodowej, jak Polskie Państwo Podziemne w okresie II Wojny Światowej etc. Nie ma słowa o tworzeniu i funkcjonowaniu formacji stowarzyszeniowych i samorządowych, czyli tego wszystkiego, co wiąże się z obywatelskością, czy katolicyzmem społecznym, funkcjonowaniem wspólnoty narodowej opartej na patriotach zobligowanych swoim sumieniem, rozumem, miłością do ojczyzny, by nie być obojętnym, by być aktywnym. Tego w ogóle nie ma jako modelu wychowawczego. Biedna więc ta młodzież, która nie będzie chciała kochać własnej ojczyzny.

Trzeci zarzut to bardzo poważne, celowe braki jeśli chodzi o polskość na Kresach. Tak jakbyśmy lękali się, by ktoś nas nie oskarżył o ekspansjonizm, o imperializm. Kresy to żaden imperializm! Kresy to polskość i niezwykle cenne dziedzictwo. Wiele polskich rodzin ma świadomość, że pochodzi z tamtej części dawnej Rzeczypospolitej, czy to pierwszej, czy drugiej i nie ma wątpliwości, że Polacy się tego nie wstydzą, że ich przodkowie budowali tam polską państwowość, kulturę i oświatę.

Czwarty poważny problem, w imię współcześnie pożądanych relacji, to unikanie wątków, symbolicznych znaków, które jednoznacznie mówią o stosunkach polsko-niemieckich. To jest oczywiście Grunwald, który został z jakichś zupełnie wariackich powodów wyrzucony z podstawy programowej. To jest także ludobójstwo w czasie II Wojny Światowej dokonane przez Niemców w Piaśnicy. Niewątpliwie świadczy to o pewnej próbie rozmycia tego, co nazywamy jednoznacznym złem, które spotkało Polskę i Polaków ze strony konkretnego narodu. My mamy prawo do tej sprawiedliwości dziejowej, przynajmniej w formie wychowania i kształcenia kolejnych pokoleń. Martyrologia stanowi ważną część naszej zbiorowej tożsamości.

Piąta kwestia to próba ograniczenia do totalnego minimum dostępu młodych ludzi do sylwetek, postaci konkretnych autorytetów. Pozbawienie biografii, czyli żywego obrazu człowieka, to jest także odczłowieczenie historii, wprowadzenie jej na niebezpieczne tory procesów. Mieliśmy z tym do czynienia w epoce PRL; żywy człowiek historyczny był i jest niezwykle cennym nosicielem prawdy o przeszłości. Zbytnie minimalizowanie tych postaci to bardzo zły kierunek, jeśli chodzi o skutki wychowawcze.

Mógłbym tak długo jeszcze wymieniać, ponieważ w podstawie programowej jest multum tego typu problemów jawiących się jako celowe działania niestety mające bardzo negatywne skutki w procesie wychowawczym i kształcącym polską młodzież.

 

Jeśli nie ma informacji o chrześcijańskich korzeniach, chrześcijańskiej tożsamości Polski; jeśli nie ma odniesień do patriotyzmu; jeśli jedynym Żołnierzem Wyklętym wpisanym w podstawę programową jest rotmistrz Witold Pilecki tylko dlatego, że „poszedł do Auschwitz ratować Żydów”, to co jest w tej podstawie programowej? Kto ma być bohaterem, wzorem dla młodego pokolenia?

Na marginesie przypomnę, że rotmistrz Witold Pilecki nie poszedł do Auschwitz, żeby ratować Żydów, ponieważ w okresie, kiedy on tam wszedł, żeby zorientować się w warunkach obozu koncentracyjnego był to obóz dla Polaków i rzecz jasna jego misja dotyczyła rozpoznania tego potwornego zła, jakie Niemcy przygotowali Polakom – polskiej inteligencji, polskiej młodzieży, Polakom mającym w sobie instynkt oporu. To Polacy byli w pierwszym rzędzie narażeni na aresztowania i wywózkę do KL Auschwitz. Oczywiście będąc tam do 1943 roku spotkał się on ze zmiennością niemieckich celów wobec KL Auschwitz, bo w pewnym momencie od 1942 roku zacznie być to obóz pracy dla Żydów i obóz zagłady dla Żydów.

Niewątpliwie, jednym z najważniejszych tematów w polskiej edukacji powszechnej jest historia pomocy udzielanej przez państwo polskie i Polaków, a więc pomocy zorganizowanej i indywidualnej,  na rzecz Żydów mordowanych przez okupanta niemieckiego. Postać rotmistrza Witolda Pileckiego jest dzisiaj tak mocno zwycięską, że autorzy podstawy programowej, mówiąc wprost, nie odważyli się na to, żeby usunąć rotmistrza z programu nauczania. Niewątpliwie jednak nie będzie on postrzegany jako Żołnierz Wyklęty; jako jeden z tych, którzy przeszli od generała Andersa do kraju drogą Jerzego Kozarzewskiego „Konrada” – oficera Narodowych Sił Zbrojnych; jako ten, który zawiązał siatkę konspiracyjną na terenie kraju, której celem było dostarczanie informacji polskim niepodległościowcom przebywającym na Zachodzie, czyli II Korpusowi gen. Andersa za co później rotmistrz Pilecki był maltretowany i zamordowany przez bestie z Urzędu Bezpieczeństwa w kazamatach stalinowskich.

Tak jak Pan zauważył – nie będzie też innych przykładów wybitnych polskich oficerów i działaczy podziemia niepodległościowego. Najbardziej haniebny brak, to skład IV Zarządu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” z pułkownikiem Łukaszem Cieplińskim „Pługiem” na czele. Był to człowiek wybitny także z punktu widzenia tego, co po sobie pozostawił jako patriota, chrześcijanin; jako ten, który zginął z Chrystusem na ustach, i który wiedział, że jedyna Polska jaka może być Polską niepodległą, to Polska katolicka. Łukasz Ciepliński widocznie nie pasuje do obrazu „nowego człowieka”, jaki chcieliby widzieć autorzy podstawy programowej. Przypomnę tylko, że dzień śmierci Łukasza Cieplińskiego, czyli 1 marca 1951 roku, to właśnie Dzień Żołnierzy Wyklętych – Niezłomnych.

Jakich bohaterów potrzebuje współczesna młodzież? Wydaje mi się, że jak zawsze młodzi ludzi mają niezwykły potencjał dobra i uczciwości w sobie. Jan Paweł II dał mojemu pokoleniu najcenniejszą wskazówkę, i ona jest aktualna zawsze: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali.(…) Każdy z was znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie – jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba <> i <>,tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić – dla siebie i dla innych”. Ja mam nadzieję, że młodzi Polacy nadal potrafią zrozumieć sens tych słów. Trzeba mieć wolę dochodzenia do prawdy, a zatem trzeba być odważnym, a zatem dawać świadectwo gdy nosiciele kłamstwa czują się bezkarnie.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(29)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 413 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram