Do krakowskiego klubu „Rotunda” zawitał Teatr Nie Teraz z Tarnowa. Widzów urzekł spektakl „Wyklęci”, opowiadający o losach żołnierzy niepodległościowego podziemia. Jednym z jego punktów kulminacyjnych jest bicie po twarzy aktorki odgrywającej rolę bohaterskiej „Inki”. Bicie „Gazetą Wyborczą”.
Publiczność w Rotundzie składała się z przedstawicieli każdej generacji. Na widowni zasiedli więc zarówno rówieśnicy urodzonej w 1928 r. Danuty Siedzikówny jak i nastolatkowie. Nikt się nie nudził, przedstawienie trzyma bowiem w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Nie jest to jednak rodzaj napięcia znany dziś z trailerów filmów akcji. To rodzaj napięcia patriotycznego, nerwów, złości i rozpaczy widzów pochylonych nad losem Wyklętych. Pochylonych nad losem Polski, losem utraconej Ojczyzny.
Wesprzyj nas już teraz!
Sztuka Tomasza Żaka (scenariusz, scenografia, reżyseria) opowiada z pewnością właśnie o Ojczyźnie utraconej i do dziś nie odzyskanej. Ewentualny powrót tej ojczyzny jednoznacznie kojarzyć musi się z nazwą tarnowskiego teatru – Nie teraz. Wyczuwali to widzowie, wskazywali na to też aktorzy. Scena, w której aktorka odgrywająca osiemnastoletnią Danutę Siedzikównę ps. „Inka”, okładana jest po twarzy przez funkcjonariuszkę władzy ludowej egzemplarzem „Gazety Wyborczej” może okazać się obrazem ważniejszym dla polskiej sztuki, niż wszystkie produkcje teatralne modernistycznych artystów w minionym dwudziestopięcioleciu.
Odniesień do współczesności jest w „Wyklętych” więcej. Żołnierz, który najpewniej przeszedł na stronę wroga, wykrzykuje swoistą odę do nowoczesnych antypolaków – Europejczyków. Każe im, w imię wspólnej przyszłości, zapomnieć o Katyniu, zapomnieć o Smoleńsku (!), przestać trzymać Polski w ogonie Europy. Ale żołnierz jedynie powtarza i parafrazuje słowa usłyszane wcześniej od złowieszczej ubeczki, kuszącej go (w bardzo zresztą obrazowy sposób) by dopuścił się grzechu zdrady. Ona również przemawia w imieniu Polski niezacofanej, nowoczesnej, podążającej ku bratniemu uściskowi sąsiedniego mocarstwa. Czyż jej słowa nie mogłyby zostać odczytane dziś z promptera w – trawestując Wielkiego Reżysera Wajdę – jednej z zaprzyjaźnionych z władzą telewizji?
Jednak spektakl Teatru Nie Teraz to oczywiście nie tylko odniesienia do teraźniejszości. To przede wszystkim opowieść o dzielnych ludziach bijących się w imię Boga i Ojczyzny. Nikt z widzów nie mógł mieć co do tego wątpliwości. Wiara chrześcijańska nie jest w sztuce Tomasza Żaka jedynie wątkiem, dodatkiem, przykładem przedwojennej pobożności młodych żołnierzy. Bohaterowie są z tej wiary zbudowani i nią nasiąknięci. To w imię Boga nie godzą się na pojałtański nierząd w państwie nie wiedzieć czemu wciąż nazywanym Polską.
Wystawienie spektaklu w Krakowie towarzyszyło odsłonięciu w tamtejszym Parku Jordana pomnika ks. Władysława Gurgacza. Po Mszy świętej polowej odsłonięto popiersie dzielnego kapłana, zaśpiewano pieśń konfederatów barskich. Wieczorem zaś ponad dwieście osób obejrzało „Wyklętych”, wzruszając się wielokrotnie, słysząc dobiegające ze sceny słowa z „Wyzwolenia” Wyspiańskiego, wersety z mickiewiczowskich „Dziadów” czy liczne pieśni sprzed lat. Na końcu przypomniano, że marnie zginie kto by starą Ojców swoich wzgardził wiarą…
Choć chcących obejrzeć spektakl było tak wielu, że organizatorzy dostawiali dodatkowe krzesła, wydarzenie nie zainteresowało światka artystycznego „Krakówka”. Nic nie zdekonstruowano. Nic nie mówiono o homoseksualistach. Nie było golizny. Nie przyszli.
Bo „Wyklęci” to nie ich sztuka. „Wyklęci”, to sztuka polska.
Krystian Kratiuk