Jest duża praca do wykonania, wydaje mi się, dla różnych instytucji: uświadomienie ludziom, że nie mają tyle, za przeproszeniem, żreć. Jak ja idę do sklepu w mojej okolicy pod Krakowem, to przecież ludzie wynoszą takie siaty tego mięsa, że ja nie wiem, co oni z tym robią – powiedział prof. Janusz Filipiak, właściciel firmy Comarch oraz Klubu Sportowego Cracovia.
Biznesmen rozmawiał z Agatą Kołodziej w ramach podcastu Forum IBRiS.
Filipiak odpowiedział najpierw na pytanie, czy boi się zmian klimatu. – Oczywiście, że się boję. Teraz byłem na południu Francji u klienta, jechałem samochodem w upale 40 stopni. Było to w pobliżu Miluzy, w Wogezach. To są góry, tam nie powinno być tak gorąco. Tego się należy obawiać – przekonywał.
Wesprzyj nas już teraz!
W przekonaniu przedsiębiorcy, zagrożenie klimatyczne nie spotyka się z należną reakcją polityków. W obawie przed utratą poparcia powstrzymują się oni od realnych działań, które poprawiłyby sytuację.
– Mój pogląd na tę sprawę jest taki, że jest coraz gorzej. Widzimy to, a niewiele się robi. Zgłasza się hasła polityczne, kreśli się cele, ale jest mało działań, które pozwoliłyby te cele osiągnąć – mówił. – Ja się zastanawiam, ile musi być, 47 stopni żebyśmy problem zaczęli traktować poważnie? – dodał.
Według danych przytoczonych przez Agatę Kołodziej, najbogatsze 10 procent populacji świata odpowiada za połowę emisji CO2, natomiast biedniejsza połowa mieszkańców ziemi zaledwie za 12 procent. Ta argumentacja nie trafiła jednak do rozmówcy.
– Jednym z największych źródeł emisji CO2 jest hodowla zwierząt. Osoby, które mniej zarabiają, konsumują kolosalne ilości mięsa i wędlin. To generuje bardzo dużo CO2 – mówił biznesmen.
Janusz Filipiak uważa się za osobę, jak to określił w dalszej części wywiadu, „zeroemisyjną”, gdyż zainwestował w nowoczesne źródła energii.
– Jestem niby milionerem, ale moi sąsiedzi są świadkiem, że wybudowałem dużą farmę fotowoltaiczną i dużą farmę pomp ciepła. To kosztowało mnie sporo pieniędzy. Ja nie konsumuję energii jako milioner. Ja wręcz tę zieloną energię oddaję do sieci – opowiadał.
– Mam samolot, który jest mały. To nie jest odrzutowiec, to jest turbośmigłowiec, który konsumuje połowę mniej paliwa niż odrzutowce — wyjaśniał.
– Trzeba się zastanowić, jak kolosalna ilość emisji pochodzi od tych lotów pasażerskich tych starych boeingów, a ile od tego mojego małego samolociku. Równie dobrze mogę odbić piłeczkę jako milioner i powiedzieć: „Ludzie, jedziecie na Kretę na urlop i zanieczyszczacie planetę”. Niech pani wytłumaczy to ludziom, którzy mniej zarabiają żeby na wakacje nie lecieli. Jeśli więc chodzi o tę emisję spalin samolotowych, to nie kupuję tego, mówiąc szczerze – przyznał.
Kluczowym problemem stojącym na drodze do likwidacji zagrożenia cieplarnianego jest zatem w przekonaniu właściciela Comarchu przekonanie mało zarabiających by podjęli wysiłek uratowania planety. Ludzie najzamożniejsi nie mają natomiast z czego rezygnować.
– Ja latam do pracy głównie. Kiedy jadę do Francji do klienta samochodem to nie wiem, czy nie generuję więcej emisji niż lecąc tam samolotem. Latam rzadko, kiedy muszę. To jest poczucie odpowiedzialności. Jestem pilnowany przez obydwie córki, które wywierają na mnie bardzo dużą presję ekologiczną – mówił prof. Filipiak.
– Ale niech pani wytłumaczy ludziom, że nie mają latać do Turcji czy Grecji na urlop. Tu jest duża praca do wykonania, wydaje mi się, dla różnych instytucji: uświadomienie ludziom, że nie mają tyle, za przeproszeniem, żreć. Jak ja idę do sklepu w okolicy pod Krakowem, to przecież ludzie wynoszą takie siaty tego mięsa, że ja nie wiem, co oni z tym robią. Tu jest duża praca do wykonania bo to kreuje masę – wyjaśniał.
Biznesmen zaproponował „ograniczenie spożycia mięsa na przykład poprzez drastyczne podniesienie cen”. – Ludzie naprawdę nie muszą jeść tyle ile jedzą w tej chwili. To jest jeden z głównych powodów emisji CO2 – powtórzył. Według niego, „milionerzy nie jedzą mięsa”.
– Zamiast mówić w kategoriach ogólnych celów politycznych trzeba po prostu zacząć działać w konkretnych obszarach. Te działania niestety dotkną ludzi i tego się politycy boją. Nie chcą tych działań wdrażać – stwierdził.
Według prof. Filipiaka, niezbędna transformacja energetyki i odejście od sektora węglowego nie dokona się w krótkim czasie. Potrzeba na to kilku dziesięciu lat. Rozmówca audycji IBRiS skrytykował też zakaz budowy elektrowni jądrowych. – To dla mnie jedyna metoda żeby zmniejszyć emisję dwutlenku węgla – podkreślił przyznając, że same tzw. odnawialne źródła energii nie wystarczą dla zapewnienia potrzebnych dostaw.
Źródło: Forum IBRiS
RoM