W amerykańskim Senacie Republikanie zablokowali tzw. „zasadę Buffeta”, czyli projekt ustawy przewidujący obłożenie najbogatszych Amerykanów podatkiem w minimalnej wysokości 30% ich dochodów.
Warren Buffet, miliarder i inwestor-legenda, deklarował, że chce płacić wyższe podatki. Twierdził również, że jego znajomi – multimilionerzy poprą ten pomysł. W sierpniu ubiegłego roku na łamach New York Timesa zwrócił się do Kongresu, by ten podwyższył podatki od obywateli o dochodach ponad milion dolarów rocznie, których w zeszłym roku było w USA 236 883. Jeszcze większą stawkę podatkową proponował dla osiągających dochód powyżej 10 milionów dolarów, których było 8274.
Wesprzyj nas już teraz!
Buffet argumentuje, że zwiększenie podatków to sposób na walkę z deficytem budżetowym. Odwołuje się też do poczucia sprawiedliwości, gdy twierdzi, że należy wyrównywać rosnące nierówności w dochodach. W swoim artykule napisał również, że „kiedy biedni i członkowie klasy średniej walczą za nas w Afganistanie i kiedy większość Amerykanów ledwo wiąże koniec z końcem, superbogacze nadal otrzymują niezwykłe upusty podatkowe”.
Według Buffeta, w latach 80. i 90. stawki podatkowe dla najzamożniejszych Amerykanów były znacznie wyższe niż obecnie, a mimo to gospodarka USA stworzyła prawie 40 milionów miejsc pracy. Zaś w dekadzie 2000-2010, kiedy podatki obniżono z inicjatywy ówczesnego prezydenta George’a W. Busha i republikańskiego Kongresu, gospodarka niemal przestała tworzyć nowe miejsca pracy. Gwoli przypomnienia, podatki dla najbogatszych Amerykanów obniżył przede wszystkim Ronald Reagan i należałoby się zastanowić, czy to czasem nie dzięki niemu amerykańska gospodarka wzbogaciła się o te 40 milionów miejsc pracy.
Amerykański miliarder ustawia się niestety w roli arbitra, gdy twierdzi, że „większość nie będzie miała nic przeciwko temu, żeby płacić więcej w podatkach, szczególnie wtedy, gdy tak wielu ich rodaków naprawdę cierpi”. Skąd on o tym wie? Przeprowadził referendum wśród Amerykanów? Jeżeli leży mu na sercu los borykających się z problemami finansowymi, niech dobrowolnie wpłaci do budżetu część swoich dochodów, ale niech pozostawi innym możliwość decydowania, co zrobią ze swymi pieniędzmi. Łatwo bowiem zajmować głos w tej sprawie, jeżeli użyteczność krańcowa zarabianych przez niego, miliardowych sum jest mniejsza, niż dla Amerykanina, który zarabia milion dolarów rocznie. Podejrzewam, że dla Buffeta i jemu podobnych te dodatkowe pieniądze dla budżetu to, jak napisał klasyk, „jak gdyby hrabiemu Potockiemu zdechła kura”.
Progresywny system podatkowy to złodziejstwo, maskowane hasłami likwidowania nierówności i dystrybucją majątku narodowego. Już sama idea zabierania więcej temu, który osiąga większe dochody jest szkodliwa. Jeżeli zarabia więcej dzięki swojej kreatywności i przedsiębiorczości, większy podatek jest de facto karą za to, że wykazał się pomysłowością. Efektem będzie to, że zacznie kombinować, jak ukryć dochody przed fiskusem, albo ucieknie do szarej strefy. Wiemy też doskonale, jak wygląda zarządzanie przez państwo pieniędzmi zabranymi podatnikom. Spora część tych środków jest wykorzystywana skrajnie nieefektywnie, bardzo często marnotrawiona.
Jeden argument Buffeta jest słuszny – krytyka korzystania z szerokiego systemu ulg podatkowych. Jest to bodziec do „uciekania w koszty”, ponadto jest niesprawiedliwy, jeżeli dotyczy nielicznych wybranych. Rozwiązaniem byłoby zlikwidowanie ulg, lub znaczne ich ograniczenie, przy jednoczesnym uproszczeniu i obniżeniu stawek podatkowych – stworzenie podatku liniowego. Jest to system sprawiedliwy, bardziej przejrzysty i mniej uciążliwy dla podatników.
Tomasz Tokarski
Źródło: forsal.pl