„Grypa atakuje Polaków. A szczyt zachorowań dopiero przed nami”; „To najbardziej dramatyczny sezon od lat. Podano liczbę zgonów z powodu grypy”; „Grypa szaleje w Polsce. Tylko w pierwszej połowie grudnia zanotowano ponad 450 tysięcy przypadków”; „Ciężka grypa zapanowała w Polsce. Nie lekceważ kaszlu ani gorączki”; „W Polsce szaleje epidemia grypy, to najgorszy sezon od lat. Koszt pójdzie w miliardy złotych” – to tylko niektóre z tytułów, jakie pojawiły się w polskich mediach na przestrzeni ostatnich kilku tygodni. Nasuwa się złośliwe pytanie: skoro jest tak źle, to dlaczego rząd w Warszawie nie podjął kroków mających na celu ochronę „zdrowia populacyjnego” jak zrobiono w czasie tzw. pandemii koronawirusa? Dlaczego totalna opozycja nie organizuje swoich niepoważnych happeningów i nie grzmi, że „Polacy umierają, a PiS nic z tym nie robi”, jak to miało miejsce w czasie tak zwanej pandemii?
Mamy do wyboru dwie opcje: albo politycy czekają na dyrektywy WHO i od innych „zachodnich partnerów”, albo doszli do wniosku, że przesadzili i decyzje podjęte przez nich w czasie tzw. pandemii koronawirusa doprowadziły do totalnej zapaści zdrowotnej i gospodarczej. Świadczyłoby o tym 200 tysięcy nadmiarowych zgonów w latach 2020–2021 i największa od lat inflacja spowodowana masowym drukiem pustych pieniędzy w tym okresie. Osobiście wykluczam tę drugą opcję. Jeśli ktoś zrozumiał, że „przegiął”, to raczej byli to globaliści i „władcy świata”. A może po prostu doszli oni do wniosku, że „pandemiczny eksperyment” wywołania globalnej psychozy i strachu przed „bezobjawową chorobą” zakończył się pomyślnie i czas na kolejny, tym razem „wojenny eksperyment”? A może jest dla nas szykowane coś jeszcze gorszego, co polscy politycy zrealizują w pierwszej kolejności, dzięki czemu zasłużą sobie na niemal szczere poklepanie po ramieniu przez „ważnych ludzi z zagranicy”, o których nikt wcześniej nie słyszał, i cieplutkie słówko w zachodnich mediach?
Wesprzyj nas już teraz!
Albo COVID, albo… COVID
W roku 2020 i 2021 mogliśmy odnieść wrażenie, że wszystkie wirusy, z którymi dotychczas musieliśmy się zmagać, zostały (mówiąc kolokwialnie) wchłonięte przez COVID-19. Od 4 marca 2020, kiedy to wykryto w Polsce pierwszy przypadek zakażenia SARS-CoV-2 media bombardowały nas z każdej strony informacjami o zagrożeniu, jakie niesie z sobą „zaraza z Wuhan”, o kolejnych rządowych obostrzeniach i przede wszystkim – o liczbie zakażonych, hospitalizowanych i zmarłych.
Tzw. pandemia COVID-19 niemal doszczętnie przeorała polski system opieki zdrowotnej i polską gospodarkę. Masowe testy; niekończące się kwarantanny i izolacje; odwołane zabiegi, operacje i rehabilitacje; niepoważne zachowania części lekarzy, którzy uznali, że jedyną formą pomocy chorym jest teleporada; zamknięte kościoły; zamknięte zakłady pracy; policja ścigająca osoby chcące pomodlić się w uroczystość Wszystkich Świętych przy grobach bliskich; zakaz wstępu do lasów; przymus noszenia maseczek i zachowania dystansu społecznego – gdybym chciał wymienić wszystkie zrealizowane i niezrealizowane pomysły władzy i totalnej opozycji z czasów tzw. pandemii, zabrakłoby tu miejsca. Zainteresowanych odsyłam do dziesiątek publikacji, jakie w tej sprawie przygotowaliśmy dla Państwa na portalu PCh24.pl.
Niezależnie od tego, jakie obostrzenia w związku z „pandemią” zostały wprowadzone, sprzyjające władzy media piały z zachwytu, że tak trzeba, że to ważne i potrzebne, że tylko w ten sposób uda się pokonać koronawirusa i ocalić przed nim Polaków. Z kolei środki przekazu sprzyjające totalnej opozycji niezależnie od tego, jakie ograniczenia nakazy i zakazy wprowadzano grzmiały, że to wciąż za mało, oraz że przez nieodpowiedzialne, nieprzemyślane i za „lekkie” restrykcje PiS ma krew na rękach. Ich zdaniem jedynym ratunkiem był totalny lockdown oraz przymus szczepień wszystkich i wszędzie.
Dzisiaj z perspektywy 7 miesięcy od zniesienia przez ministra Niedzielskiego stanu epidemii widzimy jak na dłoni, że wszystkie działania polityczne podjęte, aby „ratować życie i zdrowie Polaków” okazały się chybione i nie przyniosły jakiegokolwiek pożytku. Ze skutkami lockdownów, izolacji, „maskowania” obywateli, odwołanych zabiegów, przerwanymi terapiami będziemy mierzyć się jeszcze przez wiele lat, co poniekąd potwierdził sam minister zdrowia Adam Niedzielski. 27 grudnia 2022 roku na antenie TVN24 polityk powiedział: – Dwa lata izolacji spowodowały, że nie mieliśmy normalnego kontaktu z patogenami, w związku z tym nasze układy odpornościowe się odzwyczaiły od wirusa, chociażby grypy.
Nie muszę chyba przypominać, że słowa Niedzielskiego nie wywołały żadnej większej dyskusji… Niemal wszyscy politycy i największe media idą w zaparte: „działania w czasie tzw. pandemii były słuszne! Gdyby jeszcze bardziej przykręcić śrubę byłoby jeszcze lepiej! To wszystko wina niezaszczepionych i nieodpowiedzialnych, którzy zamiast zasłaniać nos i usta jak władza nakazała twierdzili, że mają problemy z oddychaniem”. Otóż, proszę Państwa, NIE! „Pandemiczne” obostrzenia były złem i teraz zbieramy tego żniwo.
2020
W opublikowanej przez Główny Urząd Statystyczny analizie pt. „Zdrowie i ochrona zdrowia w 2020 r.” czytamy: „Najczęściej występującymi chorobami zakaźnymi w 2020 roku, dotkniętym pandemią COVID-19 były: grypa, szkarlatyna i salmonelloza. Zachorowalność na grypę spadła w stosunku do 2019 roku o 4 238 przypadków do 8 241 na 100 tys. ludności”.
Dalej czytamy, że „w 2020 r. dotkniętym pandemią COVID-19 w szpitalach ogólnych hospitalizowano 5 735 tys. pacjentów, o 23,2 proc., (1,7 mln) osób mniej niż w roku ubiegłym”.
„W 2020 r. z powodu pandemii COVID-19 niemal na wszystkich oddziałach szpitalnych przebywało mniej pacjentów. Największy spadek liczby pacjentów (powyżej 30 proc.) w porównaniu do poprzedniego roku, odnotowano na oddziałach: pediatrycznych (o 40,3 proc. – 171,2 tys. mniej), otorynolaryngologicznych (o 40,0 proc. – 95,7 tys. mniej), dermatologicznych (o 38,2 proc. – 21,8 tys. mniej) i okulistycznych (o 36,3 proc. – 89,6 tys. mniej), terapii uzależnień (o 33,4 proc. – 5,8 tys. mniej) oraz geriatrycznych (o 32,7 proc. – 10,6 tys. mniej). (…) W roku 2020, dotkniętym pandemią COVID–19, na izbie przyjęć lub w SOR udzielono pomocy medycznej w trybie ambulatoryjnym 3,4 mln osobom, tj. 1,1 mln mniej niż w roku 2019” – podkreślono w analizie.
Według danych Ministerstwa Zdrowia, od 4 marca do końca 2020 r. na COVID-19 zachorowało 3,4 proc. ludności Polski (1 314 970 osób). Pandemia była w 2020 roku główną przyczyną wzrostu zgonów w Polsce. W porównaniu poprzednich 12 miesięcy liczba zgonów wzrosła o 67 646. Do końca 2020 r. na COVID-19 zmarło 41 451 osób, co stanowiło blisko 9 proc. wszystkich śmierci. Ofiary COVID-19 stanowią zatem nieco ponad 3/5 odnotowanego wzrostu liczby zgonów.
Niestety nie udało nam się dotrzeć do wiarygodnych danych, które pokazałyby, ile osób zmarło na COVID-19, a ile w związku z chorobami współistniejącymi.
Warto jednak zwrócić uwagę: GUS podaje, że w roku 2020 w Polsce chorowało na grypę ok. 3,2 mln osób, zaś rok wcześniej… 4,74 mln. Różnica wynosi więc 1,54 mln, co jest porównywalne z liczbą zakażeń covidowych 1,315 mln. Co za przypadek…
2021
W kolejnej analizie GUS pt. „Zdrowie i ochrona zdrowia w 2021 r.” czytamy: „Tylko w samym roku 2021 (na COVID – red.) zachorowało 2 813 781 osób (7,4 proc. ludności Polski). Podobnie jak w roku 2020, również w 2021 r. epidemia COVID-19 była główną przyczyną wzrostu zgonów w Polsce. W 2021 r. na COVID-19 zmarło 92,8 tys. osób, co stanowiło blisko 17,8 proc. wszystkich zgonów”. W tym wypadku również nie udało mi się dotrzeć do wiarygodnych danych, które pokazałyby, ile osób straciło życie ze względu na tę chorobę, a ile w związku ze współistniejącymi dolegliwościami.
„W 2021 r., kolejnym roku epidemii COVID-19, w szpitalach ogólnych hospitalizowano 6 332,2 tys. pacjentów, o 10,4 proc., tj. 597,2 tys. osób więcej niż w roku 2020, pierwszym roku epidemii (i niemal 1,1 mln mniej niż w roku 2019 – red.) – zaznaczono.
„Największy wzrost liczby pacjentów, w porównaniu do poprzedniego roku, w ujęciu procentowym odnotowano kolejno na oddziałach: leczenia jednego dnia (o 83,1 proc. – o 4,1 tys. więcej), pediatrycznych (o 34,3 proc. – o 87,2 tys. więcej), dermatologicznych (o 31,1 proc. – o 11,0 tys. więcej), otorynolaryngologicznych (o 20,0 proc. – o 28,6 tys. więcej) i hematologicznych (o 17,3 proc. – o 11,7 tys. więcej)” – czytamy dalej.
Jeśli zaś chodzi o zachorowalność na grypę to spadła w stosunku do 2020 roku o niemal 187 tysięcy przypadków do 2 973 793 (tj. o 413 zachorowań na 100 tys. ludności).
W tym wypadku po zsumowaniu ilości zakażeń na COVID i grypę otrzymujemy liczbę 5 787 574, czyli o milion więcej niż rok i 2 lata wcześniej (sumując zakażenia na grypę i COVID) oraz pół miliona więcej niż w roku 2018 (5 239 585 zakażeń na grypę), ale… jest to porównywalna liczba zakażeń na grypę z liczbą zakażeń… przed rokiem 2015. Mało tego! Przed wybuchem tzw. pandemii wielu ekspertów ostrzegało, że nadchodzi „grypowe tsunami”! Przedstawiano wyliczenia, alarmowano i… wzywano Polaków do zaszczepienia. Jakie mieli intencje? Czy faktycznie wzywali nas do dbania o zdrowie, czy też dostali sowite dotacje i granty od producentów szczepionek przeciwko grypie i w związku z tym w ten sposób promowali te specyfiki? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie.
Pytań jest więcej! Jaki wpływ na taki stan rzeczy w 2021 roku miała przymusowa izolacja, nakaz noszenia maseczek, zakaz zgromadzeń, teleporady oraz fakt, że wiele osób, które rozpoznały u siebie objawy grypy podjęło leczenie na własną rękę, ponieważ na przykład straciło zaufanie do lekarzy? Ile osób przechodziło bezobjawowo COVID? Ile w ogóle go przechodziło, bo jak wiadomo skuteczność testów na tę chorobę niejednokrotnie została podważona? Ile osób zachorowało po przyjęciu tzw. szczepionki przeciw COVID? Pytań, jak wspomniałem, jest wiele, ale nie łudźmy się – raczej nigdy nie poznamy na nie odpowiedzi.
2022/2023
22 grudnia 2021 roku w rozmowie z dziennikiem „Rzeczpospolita” prof. Andrzej Horban, główny doradca prezesa Rady Ministrów do spraw „pandemii”, powiedział: – Wszyscy moi koledzy z Rady Medycznej ds. COVID-19 przy premierze starają się łagodzić to, co mówią. Koledzy ze świata już tego nie robią. Ja też już nie mogę tego robić. Proszę każdego Polaka z osobna: jeśli nie chcesz umrzeć, zaszczep się. Zachoruje każdy. Nikt nie wie, kto umrze. Nie ma innej metody niż szczepienia. Czas na ostrożne mówienie już minął. Nadciąga tsunami i naszym obowiązkiem jest ostrzec o tym wszystkich.
24 lutego 2022 wybuchła wojna na Ukrainie.
6 maja 2022 minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił: – Zdecydowałem się znieść stan epidemii w Polsce, gdyż pandemia koronawirusa przechodzi w stan endemii. Zmiany, czyli zniesienie niemal wszystkich obostrzeń, nakazów i zakazów pandemicznych z wyjątkiem zakrywania ust i twarzy w aptekach i placówkach medycznych weszły w życie 16 maja. Tego dnia oficjalnie w Polsce zakończyła się tzw. pandemia koronawirusa.
Obecnie jednak jesteśmy straszeni (słusznie czy niesłusznie, czas pokaże) największą od lat epidemią grypy. Zestawienia Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – Państwowego Instytutu Badawczego mówią, że od 1 do 7 grudnia 2022 było 187 067 przypadków grypy i jej podejrzeń; od 8 do 15 grudnia – 266 620, a od 16 grudnia do 22 grudnia – 296 964. W tym czasie wystawiono odpowiednio 839, 2086 i 1660 skierowań do szpitala. Przez cały listopad zanotowano w Polsce ponad 490 tys. przypadków grypy i jej podejrzeń. Wystawiono niemal 2 tysiące skierowań do szpitala.
Sytuacja wydaje się więc poważna, ale mimo to nie słychać, żeby na przykład w szkołach powracała nauka zdalna. Przed świętami Bożego Narodzenia w grupie przedszkolnej mojej córki obecne było 4 z 20 dzieci – 16 chorowało na przeziębienie bądź grypę. Nikt nawet się nie zająknął, że należy jak najszybciej zamknąć przedszkole.
Nie słychać również, że czas przywrócić system DDM, czyli dystans – dezynfekcja – maseczka mimo, że wirus grypy przenosi się tak jak COVID.
Nikt nie wzywa do zamknięcia kościołów, cmentarzy, restauracji czy zakładów fryzjerskich.
Propaganda proszczepionkowa również wyhamowała – nie ma loterii dla zaszczepionych ani wielkich bilbordów z celebrytami mówiącymi o ostatniej prostej.
O co więc tutaj chodzi? Czy gdyby nie wojna na Ukrainie, nadal trwałaby tzw. pandemia? A może odpowiedzią jest fakt, że weszliśmy właśnie w rok wyborczy i głosującym mogłoby się nie spodobać zamykanie galerii handlowych? Po wyborach, zgodnie z zasadą TKM, władza dostanie wiatru w żagle i znowu podejmie próby naszego zniewolenia? Niczego nie można wykluczyć, o czym przekonaliśmy się w czasie tzw. pandemii – wtedy to okazało się, że pod pozorem walki o zdrowie populacji życie w Polsce straciło więcej ludzi niż w czasie, gdy takiej walki nie prowadzono…
„To przez takich jak pan!”
Na koniec pozwolę sobie przywołać dwie sytuacje, jakich doświadczyłem w roku 2022.
1 stycznia 2022 – rozpoczynam rok od… teleporady około godz. 09.00. Relacjonuję lekarce, że mam gorączkę dochodzącą do 40 stopni, ból głowy i mięśni, katar, kaszel i problemy z oddychaniem. Po przedstawieniu objawów lekarka mówi: – Może mieć pan COVID. Proszę zrobić test. Po otrzymaniu wyniku proszę zgłosić się do przychodni. Wówczas podejmiemy konkretne leczenie. Do tego czasu proszę zbijać gorączkę ibuprofenem. Małżonka zawozi mnie do najbliższego punktu wymazowego, żeby zrobić ten przeklęty test na COVID. Na miejscu kolejka jak za komuny. Udaje nam się załatwić sprawę około 12:30. Teraz tylko odczekać 24 godziny na wynik…
2 stycznia 2022 – około południa wchodzę na portal pacjenta, gdzie jest wynik mojego testu – NEGATYWNY. Nie jestem jednak w stanie dotrzeć do przychodni. Dzwonię z prośbą o wizytę domową. Po kilku godzinach przyjeżdża lekarka. Bada mnie marszcząc przy tym brwi. W końcu zaczyna na mnie krzyczeć: – To przez takich jak pan mamy 100 tysięcy nadmiarowych zgonów! Trzeba było jechać jeszcze z 2 testy sobie zrobić albo w ogóle czekać nie wiadomo na co! Ma pan ciężką grypę i zapalenie oskrzeli, które zaraz mogą przejść w zapalenie płuc! Co? Bał się pan, że rzucą pana i rodzinę na izolację? Jest pan nieodpowiedzialny! Dlaczego dopiero dzisiaj pan po mnie zadzwonił?!
Próbuję tłumaczyć, że przedstawiłem objawy i zostałem skierowany na test. W mojej obronie staje żona, która potwierdza moją wersję wydarzeń. Lekarka załamuje ręce i pyta: – No i co? Gdyby nie było dzisiaj wyniku, to czekalibyście do jutra? Ludzie, bądźcie poważni!.
Następnie wyjmuje z torby lekarstwa, które mam natychmiast przyjąć. Wypisując receptę i zalecenia kiwa zniesmaczona głową jakby mówiła: „rozczarowaliście mnie i zawiedliście”. Po wszystkim zostawia swój numer telefonu i mówi: – Proszę jutro około południa zadzwonić i powiedzieć, jak się Pan czuje. Pojutrze przyjadę z kontrolą. Tak też się stało. Minęło trochę czasu zanim ostatecznie do siebie doszedłem. Zastanawiam się jednak, co by było, gdybym trafił na innego lekarza?
21 grudnia 2022 – budzę się przed piątą rano z gorączką dochodzącą do 40 stopni, bólem głowy i mięśni, katarem, kaszlem oraz problemami z oddychaniem. Około 07:00 udaje mi się dodzwonić do przychodni i umówić wizytę domową. Około 18.00 przyjeżdża lekarz. Po zbadaniu mnie pyta: – Jak pan myśli, co panu jest? Odpowiadam pytaniem: – COVID?. – Nie! Ma pan ciężką grypę – słyszę od lekarza.
– Grypę? Na początku roku miałem takie same objawy i zostałem skierowany na test covidowy – mówię.
– Teraz COVIDA praktycznie nie ma. Może wróci na wiosnę, ale wątpię. Mamy sezon grypowy i pan jest klasycznym przypadkiem potwierdzającym – wyjaśnia medyk.
– Ale przecież mówiłem, że tracę smak i węch, a podobno to jeden z głównych objawów zakażenia koronawirusem – zaznaczam.
– Utrata smaku i węchu nie jest już klasycznym objawem COVID – odpowiada, po czym wypisuje receptę i zalecenia.
Tym razem dochodzenie do siebie trwa zdecydowanie krócej niż w styczniu. Jaki wpływ na ten fakt miało to, że nie musiałem wykonywać testu i czekać na jego wynik, tylko udało się podjąć niemal natychmiastowe leczenie? Mogę się jedynie domyślać…
Tomasz D. Kolanek