1 kwietnia 2024

„Gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu…”. To głębokie stwierdzenie świętego Augustyna od wieków jest drogowskazem dla katolików i ustala ich hierarchię wartości dla poszczególnych aspektów ziemskiego życia. Nie wszyscy jednak myślą w ten sposób. W zatrważającym tempie rośnie liczba ludzi, nawet deklarujących się jako „wierzący”, prezentujących (świadomie lub nie) postawę nietzscheańską, w której Bóg jest nieobecny, podstawę egzystencji stanowi życie cielesne, a wartości tworzy (i niszczy) człowiek.

 

Zdefiniowanie wartości to jeden z podstawowych, a zarazem najtrudniejszych problemów, z jakimi od stuleci zmagają się filozofowie i inni uczeni. Sposobem na poznanie tego zagadnienia może być podążenie tropem etymologii nazwy nauki o wartościach – aksjologii. Greckie słówko aksios oznacza „odpowiedni, cenny”, a zatem, tłumacząc dosłownie, wartościowe będzie to, co odpowiednie i cenne. W tym miejscu rodzi się jednak trudność, która jednocześnie jest istotą wartości – jej subiektywny charakter. Każdy człowiek, wybierając swoją drogę życiową, kieruje się bowiem systemem zasad, zbudowanym w oparciu o rzeczy i zjawiska mające znaczenie dla niego samego.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Bóg, miłość, pieniądze…

Precyzyjne określenie pojęć „odpowiednich i cennych” dla poszczególnych jednostek jest wyzwaniem czekającym na śmiałków, którzy w swoich poszukiwaniach ogólnej definicji wartości napotkają różnorodne, zindywidualizowane odpowiedzi wyrażające wachlarz ludzkich postaw. Wyobraźmy sobie grupę ludzi dyskutujących o życiowych priorytetach. Na pytanie o to, co jest dla człowieka najważniejsze, jeden z nich na pierwszym miejscu wymienia życie. „Ja bez wahania oddałbym swoje doczesne życie dla Boga” – odpowiada na to drugi. „Moim zdaniem najlepiej przysłużę się Bogu, innym i sobie, wytrwale pracując” – mówi trzeci. Czwarta osoba deklaruje, że życie bez piękna, sztuki i doznań z nimi związanych, jest niewiele warte. „Lepiej jest mieć władzę, wpływ na innych” – decyduje piąty rozmówca, szósty jednak ripostuje: „Abdykowałbym z tronu dla mojej ukochanej, gdyby było trzeba”. Inny dyskutant stwierdza, że chciałby żyć w dostatku i gotów jest na ożenek bez miłości, w imię zapewnienia sobie komfortu. Kolejny oznajmia, że sprzedałby wszystko, co posiada, aby kupić niezbędny ekwipunek i ruszyć na wojnę w obronie Ojczyzny…

Ta wyimaginowana rozmowa obrazuje prawdę o tym, że dla człowieka cenne jest to, co przynosi szczęście właśnie jemu. Indywidualne dobro to nie tylko spełnienie oczekiwań i marzeń, ale także życie w spokoju ducha, bez wyrzutów sumienia, „w zgodzie” z samym sobą – po prostu szczęście. Dla jednych najważniejsza, bo dająca błogość i spełnienie jest miłość, dla innych wiara, dla jeszcze innych piękno, altruizm lub siła i władza. Należy więc pamiętać, że nie zawsze wartością dla jednostki będzie to, co wprost wypływa z etyki i moralności przyjętej przez ogół społeczeństwa, choć często osobnicza hierarchia wartości kształtowana jest przez otaczającą zbiorowość.

Padające w przestrzeni publicznej deklaracje typu: „walczymy o wartości”, „nasze działania opierają się na wartościach” albo „Unia Europejska jest wspólnotą opartą na wartościach”, mogą dotyczyć absolutnie wszystkiego. Nawet tego, co dla nas samych i naszej narodowej zbiorowości wartością wcale nie jest. Zwrot „wartości” wymaga w dzisiejszym świecie doprecyzowania i kontekstu.

 

Uniwersalne, czyli jakie?

Słowo „wartości” często opatruje się przymiotnikiem „uniwersalne”. Określenie to jednak w ostatnich latach, szczególnie w dokumentach międzynarodowych o charakterze prawnym, nabiera znaczenia: „obowiązujący wszystkich”. Moim zdaniem kwestię uniwersalności wartości możemy rozpatrywać dwojako: jako uniwersalność w czasie i w przestrzeni. W pierwszym przypadku należy wyodrębnić z szerokiej panoramy wartości te, które powtarzalnie i najczęściej pojawiają się w życiu ludzi w różnych okresach historycznych, zajmują ich serca i umysły, czego wyrazem będą np. wątki, archetypy i toposy przewijające się w utworach literackich z różnych epok.

Drugą możliwością jest zastanowienie się, czy dana cecha jest równie ważna dla ludzi pochodzących z innych obszarów kulturowych niż my. Czy to, co nam wydaje się dobre i miłosierne, dla innych może być godną potępienia oznaką słabości powodującą wykluczenie ze społeczności? Czy coś, co jest postrzegane jako złe w jednej kulturze, w innej może być kojarzone pozytywnie? Moim zdaniem istnieją takie różnice w postrzeganiu niektórych wartości, co nie znaczy, że znalezienie przesłań uniwersalnych kulturowo jest niemożliwe. Należy tylko zwrot „uniwersalne” rozumieć jako ponadczasowe i trwałe, powtarzalne w czasie lub przestrzeni albo obiektywnie uznane przez społeczność za istotne. Określeniem „wartość” objąć zaś pojęcia przynoszące ludziom spełnienie, dobre dla jednostek lub zbiorowości, będące celem i sensem ich poczynań. Z całą pewnością katalog wartości uniwersalnych otwierają wartości chrześcijańskie.

 

Drabina… do nieba!

Badacze wartości zgodnie twierdzą, że podlegają one hierarchizacji. Doskonale zdefiniował to zjawisko wybitny fenomenolog i etyk Max Scheler, podporządkowując przymioty o różnym charakterze (zmysłowe, witalne, duchowe i religijne) do nadrzędnych kategorii dobra lub zła i umiejscawiając je na „drabinie aksjologicznej”. Tym wyższe miejsce zajmuje tam wartość, im dłuższy jest jej wpływ na ludzkość. Wartości trwalsze nadają też sens wartościom z niższych szczebli. Krótkotrwałe przyjemności nie są w stanie zostawić śladu dla potomnych, ponieważ hołdują egoizmowi. Z kolei wartości witalne, na czele z życiem, warunkują dostęp do przymiotów wyższych (innymi słowy, jedynie ten, kto żyje, może doświadczyć innych wartości), jednak tylko wtedy, gdy należą do katalogu dobra. Witalizm negatywny, obrazowany przez znany z historii kult siły i wyższości, prowadzi do wypaczenia moralności, do chaosu i zagłady. Wartości witalne, tak jak życie, przemijają po upływie pokolenia. Trwalsze są wartości duchowe: prawda, piękno, nauka czy sztuka. Te pozostają z człowiekiem przez tysiąclecia. Istota ludzka, osiągając poziom wartości duchowych, może dokonać rzeczy niezwykłej – ma szansę przełamać wspomniany wcześniej subiektywizm wartości. Narodzi się w niej wtedy wspaniałomyślność i zdolność do poświęcenia dla dobra innych. Taka istota staje się otwarta na wartości sakralne, wieczne, takie jak Bóg czy Miłość – są one ukoronowaniem wszystkich pozostałych. Naczelne znaczenie w tej koncepcji ma dobry lub zły odcień wartości, gdyż on właśnie decyduje o losach jej posiadacza. Istnieją jednak przymioty, które – choć subiektywnie postrzegane przez jednostki jako w danej chwili dobre – obiektywnie są przejawem zła, prowadzącym człowieka do samounicestwienia.

 

Z Bogiem czy bez Boga?

Renesansowy sceptycyzm i wzrost popularności empirycznego poznania dowodziły, że wartości moralne nie pochodzą od Boga, lecz są ustanawiane arbitralnie przez człowieka.

Skąd zatem kryzys duchowy i zamęt w duszy osobnika, który podąża za swoim własnym wyborem? Dlaczego ktoś nie doznaje ukojenia i nie może poczuć się szczęśliwy, nawet gdy osiągnął cel? Czemu nawet „ludzie sukcesu” doświadczają psychicznego cierpienia, nie widzą sensu życia, odczuwają lęk? Czemu niektórzy, odrzucając moralność katolicką, są nieszczęśliwi w swej „niemoralności”? Grozę i poczucie bezsensu wywołuje brak nadziei na niekończące się szczęście, nieobecność wyższych ideałów, do których chce się dążyć, odcięcie od wspomnianych wartości sakralnych. Ślepa pogoń za przemijającymi dobrami, a przede wszystkim mała wiara nie pozwalają przezwyciężyć strachu przed nieuniknioną śmiercią, rodząc duchową pustkę. Człowiek z natury stworzony jest przecież do tego, by dostąpić wartości wyższych. Potwierdza to Thomas More w „Utopii”: w zaproponowanym przez niego idealnym systemie społecznym panować miała pełna dowolność wyznań, jednak zakazany był ateizm. Zamknięcie się bowiem na wartości sakralne powoduje degradację człowieka i jego ostateczny upadek. Brak Boga w życiu człowieka to brak nadziei na życie wieczne, a tym samym – brak znaczenia życia doczesnego, które kształtowane jest wtedy dowolnie, często niezgodnie z katolickim wzorem, rodząc poczucie winy i (czasem nieuświadomiony) lęk przed karą. Z tego bierze się przekonanie o bezsensie własnych działań, brak celu, motywacji, nieumiejętność nawiązywania trwałych relacji z innymi ludźmi, wreszcie samotność i poczucie pustki, a w ich konsekwencji rozpacz, czyli grzech ciężki, który obraża Boga i oddala człowieka od Niego. Innymi słowy, człowiek ustalając własne reguły w oderwaniu od Boskich, sam wpędza się w sytuację uniemożliwiającą pojednanie z Bogiem i zbawienie, co nie pozwala mu, jako istocie duchowej, na osiągnięcie szczęścia w życiu doczesnym. Duchowość człowieka zmusza go, po zboczeniu z Bożej ścieżki, do poszukiwania „zamienników” takich jak joga, medytacje, ezoteryka. Wszystkie one to ułuda i iluzja, bo Prawdą jest tylko Bóg. Psycholog Andrzej Wdowiszewski w publikacji „Ku religijnemu nawróceniu: Zmiana postaw, odbudowa tożsamości chrześcijańskiej, odnajdywanie nowych wartości i nadziei”, odnosząc się do „duchowości uniwersalnej” propagowanej przez ruchy New Age, ostrzega: „Im silniejsze pragnienie urzeczywistnienia swoich marzeń w tym zakresie, tym jest słabszy mechanizm oceny ewentualnych zysków i strat. Refleksja przychodzi później, gdy zaczynają się problemy natury psychiczno-duchowej. Wtedy człowiek kieruje swe kroki z powrotem ku Bogu”. Polski fenomenolog, ks. Józef Tischner wskazuje źródło sensu życia: „Świętość jest tym, co najważniejsze. (…) Świętość nadaje sens wszystkim innym wartościom. (…) Ona utrwala to, co dobre, sprawiedliwe, heroiczne. Ona jest ponad czasem i ponad przestrzenią, a zarazem przenika to, co jest w czasie i przestrzeni. (…) Ludzie tęsknią do spotkania ze świętością: z Bogiem, ze świętym człowiekiem. Zarazem jednak zamykają się przed nią. (…) Niepewność świętości sprawia, że niepewna staje się dla nich etyka (…). W ten sposób wiara w Boga spoczywa u podstaw etyki. (…) Bóg jest tym, z Kogo człowiek czerpie miarę swej wspaniałomyślności”.

 

Sumienie – głos moralności

Warto rozważyć jeszcze jedną kwestię: skoro człowiek subiektywnie hierarchizuje wartości, to dlaczego wykształcają się reguły obiektywnego dobra, wyrażane religią, naturą czy prawem? Odpowiedzią może być sokratejska idea, według której człowiek posiada zdolność do odnajdywania faktów ogólnych poprzez indukcję jednostkowych. Dzięki temu możliwe są definicje pojęć powszechnie uznanych za dające szczęście. Kwestią moralności wewnętrznej zajął się m.in. Immanuel Kant, twierdząc: „jedynie moralność i ludzkość, o ile jest zdolna do moralności, są tym, co posiada godność…”. Jan Jakub Rousseau, inny osiemnastowieczny myśliciel, stwierdził, że człowiek jest z natury dobry, a zło jest sygnalizowane przez sumienie. Co ciekawe, słowo „sumienie”, z łac. conscientia, oznacza „wspólną wiedzę”, zatem jest emanacją tezy, że wartości obiektywnie zakwalifikowane przez ogół jako dobre, są naturalnie rozpoznawane przez jednostkę dzięki jej wewnętrznej zdolności do osądu moralnego, która to zdolność kształtuje się w drodze wychowania i poznania. W oświeceniowej myśli filozoficznej drogą do owego poznania miał być jednak wyłącznie rozum – nieskrępowany, wyzwolony z konwencji i norm. Wartości uzależnione zostały od wolnej woli człowieka, przy czym za dobre uważano działania, które realizowały społeczny obowiązek. Wywyższając znaczenie mądrości rozumowej i zmysłowej, potępiano autorytety. Wśród nich zaś te, które przez stulecia formowały ludzkie pojęcie o tym, co dobre, a co złe. Humanizm, będący w istocie „nieustannym wzrastaniem w człowieczeństwie”, w swojej nowej odsłonie zajmował się społeczeństwem, państwem, wolnością i własnością. Natomiast człowiek wcześniej będący „obrazem i odblaskiem chwały Boga”, w oświeceniu stał się „istotą rozumną”, obywatelem, w którym pierwiastek boski zredukowany został do sumienia, przeciwstawianego zresztą rozumowi.

 

Sztafeta wartości

W analizie aksjologicznej nieuniknione jest spojrzenie przez pryzmat obyczajów, ustrojów społecznych, prądów filozoficznych oraz wydarzeń historycznych. Istnieje zależność między indywidualną decyzją o uznaniu cechy za ważną, a kontekstem kulturowym wyrażonym przez wpojony system wartości. Postawa życiowa najczęściej umacnia się bowiem pod wpływem najbliższego otoczenia, choć czasem zdarza się, że formuje się ona w ramach buntu wobec zastanej rzeczywistości. Poglądy na to, co w życiu ważne, mogą się oczywiście zmieniać pod wpływem fascynacji czymś wcześniej nieznanym, porywającej ideologii albo po prostu z biegiem lat, wraz z nabywanym doświadczeniem. W naszym kręgu obyczajowym kategorie pojęć opierają się na antycznym i chrześcijańskim fundamencie – wartości uchwycone w mitach greckich i Biblii powracają we wszystkich późniejszych epokach, kształtując przymioty nowych pokoleń.

Wartości formowały kult, a wraz z nim ustrój społeczny (np. władza matki, władza króla, władza kapłanów, pozycja Kościoła). Następne pokolenia ponownie wcielały w życie zakodowane schematy moralne, a przerwanie tej zależności dokonywało się w drodze przełomu (np. najazd Achajów, nauczanie Chrystusa). Wraz z upowszechnieniem chrześcijaństwa zasady moralne przekazane przez samego Boga stały się podstawą ładu społecznego Europy, usuwając w cień dawne barbarzyńskie praktyki. Zabicie człowieka, kradzież, cudzołóstwo czy kłamstwo zostały wyraźnie wskazane jako czynności, których Bóg zabrania. Świadomość dobra i zła uformowana w duchu wartości katolickich wzrastała przez setki lat „w radości i wierze”, aż do kryzysu wywołanego przez renesansowy światopogląd i reformację. Wtedy, jak trafnie ujął to Andrzej Kijowski w „Dopiskach do Wyznań św. Augustyna”, „odnowił się ethos wątpiącego rozumu”, będącego dla człowieka źródłem cierpień: „Zwątpienie staje się najwyższą cnotą intelektu, niepokój – prawdziwą godnością filozofa. Humanistyczna korona męczeństwa i chwały została upleciona z cierpień umysłu walczącego z wszelką pokusą ukojenia. Do humanistycznej korony poznawczego cierpienia późniejsze wieki aż do naszych dni wplatają wciąż nowe katusze. (…) Dzisiaj, gdy piszemy te słowa, wiara jest znów kwestią życia. Nie dlatego, że śmierć grozi za jej wyznanie, lecz dlatego, ze przestała być kamieniem węgielnym świeckiej budowy – państwa, kultury, nawet rodziny. Przestała być przedmiotem przekazu i nakazu. Stała się przedmiotem wolnego wyboru, który podejmuje każdy człowiek z osobna, każdy chrześcijanin (…)”.

W takim stanie rzeczy żyjemy, moim zdaniem, dzisiaj – wszechobecna wrogość wobec wiary w Boga, dezawuowanie katolickich przekonań i „laicyzacja państwa” oraz przesycenie takim światopoglądem uczelni i szkół to przejawy tych tendencji. Człowiek, nawet ten, który twierdzi, że wierzy w Boga, w istocie sam dzisiaj definiuje wartości odrzucając normy wynikające z tysięcy lat katolickiej Tradycji (rozwody, konkubinaty, antykatolickie ideologie), sam decyduje o losie innych, nie uznając ich godności osoby ludzkiej (aborcja „na życzenie”), sam odrzuca Kościół jako strażnika norm moralnych („Kościół musi się zmienić, dostosować”, „Kościół jest zacofany”) i sam… poniesie konsekwencje swojego wolnego wyboru.

 

Wartości Prawdy giną?

Chrześcijański system wartości poznajemy przez Objawienie. W Tradycji Kościoła i Piśmie Świętym odnajdziemy Boga, miłość, prawdę, mądrość, dobro, rodzinę, pracę, piękno, wolność i osobę ludzką z przyrodzoną godnością. Nie są to tylko idee, lecz wartości realnie wplecione w życie i kulturę ludzkości. To z nich wyrasta szereg innych wartości związanych z podmiotowością ludzi czy tzw. prawami człowieka. O uniwersalności tego zestawu walorów świadczy ich obecność w pozostawionym nam dorobku cywilizacyjnym poprzednich pokoleń. Ich ogólnoludzki charakter wyrasta ze zgodności z prawem naturalnym i „obiektywną prawdą o człowieku”.

Przez wieki system wartości formowany był przez rodzinę i Kościół oraz tradycję. Z czasem pojawiła się szkoła i grupy rówieśnicze, które zaczęły odgrywać dominującą rolę. Obecnie system wartości młodego pokolenia kształtują korporacje medialne i rozrywkowe oraz popkulturowe osobowości, podbijające oglądalność wyznaniami o planowanej lub dokonanej apostazji. Model rodziny jest wypaczony, poczucie piękna zdeformowane, kult ciała i złudna potęga ludzkiego rozumu wyniesione są na piedestał, zaś tradycyjne katolickie wartości stają się często obiektem szyderstwa. Łaska wiary nie jest należycie doceniana, religijność zanika. Człowiek „nowoczesny” nie znając źródła wartości, które chce wcielać w życie, deformuje je, a pod dawnym hasłem rozumie coś zupełnie innego niż pojmowaliby jego przodkowie. Drogowskazy Boże stają się niezrozumiałe, bo niewielu umie je prawidłowo odczytać. Nowe pokolenie przyswaja więc wartości wypaczone, przekłamane.

 

Najtrudniejsze zadanie

Wartości dopełniają się nawzajem, przenikają i budują. Jedne stanowią furtkę do innych. Bez wątpienia nośnikiem wartości jest człowiek. To on swoim postępowaniem bądź zaniechaniem tworzy je i uzewnętrznia ich istotę. Oznacza to dla nas katolików niezwykle trudne zadanie – to my, wszyscy razem i każdy z osobna, jesteśmy odpowiedzialni za zestaw wartości przekazanych kolejnemu pokoleniu. Czy nasz Dekalog przetrwa jako wzór, czy też normą staną się pogańskie obyczaje? Czy uznamy prymat Boga w wyznaczaniu wartości, czy też człowiek sam zechce je ustanawiać, nawet wbrew sumieniu, które podpowiada, że źle czyni? Czy odmawiając dostępu do wartości najwyższych, sakralnych – poprzez np. zaniechanie chrztu, zaniedbanie innych sakramentów i modlitwy – nie skażemy siebie i własnych dzieci na wieczne potępienie oraz nieszczęśliwe życie doczesne? Czy umiemy przyznać (i przekazać tę wiedzę potomnym), że często porzucenie praktyk religijnych i liberalne traktowanie nauczania Kościoła Katolickiego prowadzi do życia w samotności i niepewności co do przyszłości, nie pozwala na osiągnięcie stabilizacji, rodzi nudę, smutek, strach i melancholię wiodące do rozpaczy, która jest grzechem?

Czy my, młodzi ludzie, możemy uratować świat ginących wartości katolickich? Jestem przekonana, że tak. „Postępowe” ideologie próbują na siłę zmienić perspektywę spojrzenia katolika, oswoić go z coraz śmielszymi herezjami lub bezeceństwami licząc na to, że z czasem przestaną nas one szokować i wzbudzać opór. Nie możemy się temu poddać. Musimy przede wszystkim znaleźć czas na modlitwę, sakramenty i praktyki religijne, które pozwolą utrzymać łączność ze światem Bożych wartości. Spróbujmy samodzielnie poszukiwać rzetelnych informacji i nie dać się zamknąć w laicyzujących medialnych bańkach. Musimy także mieć nadzieję, że mimo trudnych czasów dla katolicyzmu, Kościół jako instytucja będzie nas wspierał i kierował na dobrą drogę – ten aspekt jest dzisiaj dla osób wiernych Tradycji Kościoła szczególnie ważny i oczekiwany. Musimy wreszcie uświadomić sobie, że przepisy religijne, które wielu osobom wydają się dzisiaj surowe lub staroświeckie, wyrażają Świętość Boga, czyli ukazują Jego transcendencję i inność od wszystkiego, co Bogiem nie jest. Z kolei nakazy moralne są nam dane od Pana właśnie po to, abyśmy nie zagubili się w gąszczu iluzji i pokus podsuwanych przez „wroga naszego prawdziwego poznania”. Wypełniając Boże zalecenia nie obrażamy Go grzechem, wyrażamy za to naszą miłość ku Niemu i chęć pozostania z Nim w przymierzu. Dlatego właśnie sam Bóg i wartości wskazane przez Niego, powinny być przez nas z własnej woli umieszczone na czele hierarchii aksjologicznej. Podążanie drogą wartości katolickich jest dzisiaj trudne, znacznie trudniejsze niż wybór innych ścieżek, ale tylko ten jeden szlak wiedzie do Prawdy i Życia.

 

Zofia Michałowicz

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(6)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie