5 listopada 2021

Katolicyzm „w różowych okularach”. W odpowiedzi prof. Aleksandrowi Bańce

Nie możemy zamykać oczu na chaos, który od kilkudziesięciu lat ogarnia Kościół katolicki. Jest faktem, który można obiektywnie wykazać, że chaos ten pogłębia się silnie i szybko od 2013 roku. Twierdzić, że wszystko jest dobrze i należy po prostu zaufać kierownictwu Stolicy Apostolskiej, w tym papieżowi, jest naiwnością. Papieża trzeba szanować, trzeba być mu posłusznym – ale nie tam, gdzie wątpliwości i kontrowersje są po prostu namacalną rzeczywistością.

Na łamach portalu „Gościa Niedzielnego” prof. Aleksander Bańka przestrzega przed „drugą falą reformacji w Kościele”. W ocenie filozofa i delegata KEP na otwarcie Synodu Biskupów umacniają się dzisiaj nurty odmawiające należnej czci Ojcu Świętemu, to z kolei prowadzi do rozpowszechnienia postawy nieposłuszeństwa. Ci, którzy przestrzegają przed protestantyzacją Kościoła za obecnego pontyfikatu, sami mają przyczyniać się do protestantyzacji rozumianej tu jako podważanie autorytetu Piotra.

Według prof. Aleksandra Bańki historyczna reformacja Marcina Lutra miała po części za przyczynę faktyczne nadużycia, dzisiejsze zjawisko, które określa mianem „drugiej fali reformacji”, jest z kolei oparte o „podejrzliwość, spekulacje, uprzedzenia i subiektywne widzi mi się”. Mówiąc krótko, według profesora Aleksandra Bańki ci, którzy krytykują dziś papieża Franciszka, posiłkują się zwykle własnymi wyobrażeniami, pozbawionymi właściwej podbudowy w faktach. Autor wskazuje, że katolicy są zobowiązani do posłuszeństwa papieżowi nie tylko wtedy, gdy głosi naukę ex cathedra, ale także w przypadku zwyczajnego nauczania.

Wesprzyj nas już teraz!

Cieszę się, że profesor Aleksander Bańka podejmuje taką dyskusję. To niezwykle ważne, by ci Polacy, którzy, w obliczu dominujących dziś trendów kulturowych, nadal wierzą w Chrystusa, rozmawiali – pomimo wielu różnic. Co więcej, w moim przekonaniu pod wieloma względami profesor Aleksander Bańka ma rację. Kościół katolicki jest dziś pełen osób, które w rażący sposób podważają papieski autorytet, obrzucając Ojca Świętego najczarniejszymi nawet kalumniami. Niektórzy uważają nawet, że mają moralne prawo głosić, iż Franciszek nie jest papieżem – i czyniąc z tego praktyczny użytek, publicznie określają go jako antychrysta lub przynajmniej to sugerują.

Z drugiej jednak strony autor „Gościa Niedzielnego” myli się, jak sądzę, w bardzo podstawowej kwestii. Zdecydowanie odrzuca rozpoznanie krytyków Franciszka i obecnego stanu Kościoła, zgodnie z którym mamy dzisiaj olbrzymi problem z papieżem i znaczną częścią episkopatu światowego. Dla profesora Aleksandra Bańki takie twierdzenia nie mają faktycznych podstaw i są jedynie wynikiem braku szerokiego oglądu. Jego zdaniem papież nie tyle „faktycznie zmienia doktrynę”, co wśród jego krytyków panuje o tym „subiektywne przekonanie”.

Rozumiem doskonale, że profesor Bańka nie ma predylekcji do pesymizmu i stara się zachować, kolokwialnie rzecz ujmując, pozytywne nastawienie do przyszłości Kościoła. Rozumiem to, ale z całym przekonaniem uważam za ścieżkę błędną. Nie o to przecież chodzi, że coś się komuś wydaje, albo że papież na pokładzie samolotu powiedział to lub tamto, co następnie zostało tak lub inaczej zinterpretowane. Rozmawiajmy o faktach.

W roku 2016 papież opublikował adhortację apostolską Amoris laetitia. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że adhortacja ta próbuje zmienić doktrynę. Papież wykłada w tym tekście nową naukę na temat roli ludzkiego sumienia, co pociąga za sobą konsekwencję w postaci jego propozycji zmiany praktyki duszpasterskiej odnośnie rozwodników w nowych związkach. Konfrontacja Amoris laetitia z Familiaris consortio i Veritatis splendor unaocznia to w sposób niepodważalny. Co więcej, konsekwencją nowej nauki na temat roli ludzkiego sumienia jest także nowe podejście do interkomunii z protestantami czy do homoseksualizmu. Praktyka duszpasterska wpływa z kolei na faktyczne rozumienie doktryny o Eucharystii. To nie jest jedynie teoria, to nie są obawy. Na skutek Amoris laetitia w wielu krajach na świecie wprowadzono już poważne zmiany. Dotyczy to nie tylko Niemiec, Austrii czy Szwajcarii, ale również Malty, Filipin, części diecezji w Argentynie, we Włoszech i w Stanach Zjednoczonych. To fakt – nie wyobrażenie.

Na temat innych zmian można byłoby rozpisywać się bardzo długo. Mam nadzieję, że nie wystawię na próbę cierpliwości Czytelnika, jeżeli przypomnę jedynie o kilku papieskich decyzjach oraz dokumentach, które nawet jeżeli nie zawierają, tak jak Amoris laetitia, ewidentnej sprzeczności z wcześniejszym nauczaniem Kościoła, to obiektywnie powodują co najmniej poważny chaos. Na pierwszym miejscu trzeba przypomnieć Deklarację z Abu Zhabi papieża Franciszka i Wielkiego Imama z Al-Azhar. Rozumiem, że dokument ten jest tekstem bardziej politycznym, niż teologicznym; nie zmienia to jednak faktu, że zawarte zostało w nim zdanie, które samo w sobie i interpretowane w zgodzie z zasadami logiki stanowi co najmniej głęboką relatywizację prawdy o jedyności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła. Innym przykładem niech będzie sprawa obrony życia dzieci nienarodzonych. Wiadomo powszechnie, że Ojciec Święty wielokrotnie wypowiadał się na rzecz tej obrony i bardzo ostro krytykował aborcję. A jednak faktyczne działania Stolicy Apostolskiej bardzo jasno wskazują na zdecydowane odrzucenie prymatu tej kwestii moralnej – co w sytuacji prawdziwie ludobójczej praktyki mordowania nienarodzonych na całym świecie jest dla wielu katolików olbrzymim skandalem. To ma implikacje doktrynalne – wpływa zarówno na rozumienie grzechu, jak i choćby sakramentu Eucharystii. Nie można zamykać na te fakty oczu.

Wielu katolików krytycznie nastawionych do pontyfikatu Franciszka bez wątpienia często przesadza. Popełnia się też błędy, niekiedy na wyrost interpretując różne jego decyzje jako przewidziane na zaszkodzenie Kościołowi. Odpowiedzią na takie nadmierne krytykanctwo nie może być jednak postawa, zgodnie z którą nic się nie dzieje i problemu nie ma. To postawa bardzo przyjemna dla podmiotu, który ją wyraża, bo zdejmuje duży ciężar. Szczerze chciałbym, aby został zdjęty także ze mnie. Dla mnie, jako człowieka, który w zasadzie zawodowo zajmuje się krytyczną oceną obecnego pontyfikatu, ocenianie kolejnych decyzji Franciszka to nie jest wesoła zabawa: to często bardzo smutny i trudny obowiązek. Zamiast pisać kolejny tekst o tym, że prezydent Stanów Zjednoczonych, który ma na rękach krew dzieci nienarodzonych wychodzi ze spotkania z papieżem z uśmiechem, przekonany, że jest dobrym katolikiem – wolałbym napisać tekst o wizji uszczęśliwiającej u św. Bernarda z Clairvaux. Niestety, nie mogę; nie można uciekać przed faktami, które wprawiają miliony wierzących na świecie w konsternację i osłupienie.

Źle jest, gdy patrzy się na świat przez ciemne okulary. Źle jest, gdy patrzy się przez różowe. Starajmy patrzeć się przez okulary neutralne. To oznacza jednak, że będziemy dostrzegać chaos tam, gdzie on rzeczywiście jest – a nie uciekać przed bardzo bolesną świadomością zamieszania, które od kilkudziesięciu lat z coraz większą mocą ogarnia Kościół katolicki.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(12)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram